Dan O’Malley graduated from Michigan State University and earned a Master’s Degree in medieval history from Ohio State University. He then returned to his childhood home, Australia. He now works for the Australian Transport Safety Bureau, writing press releases for government investigations of plane crashes and runaway boats.http://www.rookfiles.com/
Uważam, że książka była bardzo nierówna. Były momenty, w których była serio spoko ale były też takie jak np. rozdział 16, który był totalnym nieporozumieniem. Pomysł na historię jest interesujący ale zostało otwartych tu zbyt wiele wątków, z których część została potraktowana bardzo pobieżnie lub ich zakończenie było po prostu niezwykle niesatysfakcjonujące.
Jest to opowieść o instytucji jak "Faceci w czerni" ale bez kosmitów. Książka ta była debiutem australijskiego pisarza zajmującego się na co dzień badaniem wypadków lotniczych i morskich. I widać w niej precyzję, która musi cechować człowieka wykonującego taki zawód - jest 'pozapinana' pomimo wielości i różnorodności zdarzeń. Np. w jednym rozdziale komisja naukowców oczekuje wyklucia się smoczego jaja...
Po nieco smętnym początku autor rozpędza się jak ekspres nie pozwalając się nam nudzić aż do ostatniego akapitu. Polecam ją wszystkim miłośnikom wielkomiejskiej baśni.
Jednak jej czytanie jest trudne z uwagi na nieprzebraną ilość błędów edytorskich - literówek, gramatycznych, urwanych zdań i chyba kilku kiksów w tłumaczeniu. Moi poprzednicy pisali o co najmniej kilkunastu literówkach. Otóż nie, nie stworzymy z nich drużyny lub nawet plutonu. Jest tych błędów tyle, że spokojnie utworzą kompanię a kto wie może nawet batalion. Nie sądzę aby wydawnictwo w ramach równych szans zleciło korektę dyslektykowi. Raczej ktoś się machnął wysyłając do druku plik 1.0 gdy ostatecznie poprawiona wersja nr 423 została na jego komputerze. Tak więc pomimo tego, że książka zasługuje na uwagę będziecie musieli zmierzyć się z fragmentami (cytuję włącznie z wielkością liter) : "...Mamy się tafli udać...", "...rzuciła mu złe: spój rżenie..." lub "...te prysznice były dla uczniów W majątku...".
Cenię wydawnictwo Papierowy Księżyc za trafne wybory niesłychanie interesujących autorów. Szkoda, że ktoś zabił tę książkę. Trochę przypomniał mi się PRL, nie było wtedy literówek ale kupiłem np. "Policjantów" Doroty Uhnak bez ostatnich kilkunastu stron. Taki sam ból....